Dzisiejszy odcinek nie będzie o tygrysach, hipopotamach czy nawet jadowitych wężach. Właściwie jakby chcieć to rozpatrywać w kategoriach realnego zagrożenia, to królem niebezpiecznych zwierząt zostałby pewnie komar.
Już to kilka razy pewnie nadmieniałem, ale tutaj poważnym problemem są stada psów. Chociaż tak naprawdę tutaj nikt nie myśli o tym w kategoriach "problemu". Po prostu są i tyle. Bezdomne psy występują w ilościach hurtowych i organizują się w gangi, które rządzą swoimi kawałkami ulicy (no może trochę przesadzam, ale tak to wygląda). Są zdziczałe, pogryzione, pobite, kulawe i przenoszą tyle bakterii że pewnie mogłyby robić za ruchome laboratorium biologiczne. Z pewnością nie mają pieskiego życia - np. śpi sobie pies przy krawężniku, nagle ni stąd ni zowąd podchodzi Hindus z długim, cienkim patykiem i uderza zwierzaka z całej siły. Tak po prostu. Pewnie dlatego też czasami zdarzają się następujące wypadki.
Idę sobie wieczorem uliczką koło mojego domu, a że lampy niespecjalnie tłoczą się wzdłuż drogi, to jest dość ciemno. Mijam kilka chatek lokalnej biedoty, gdzie ludzie i psy śpią na ulicy. Nagle, jeden z psów budzi się i w momencie doskakuje do mnie, gryząc mnie w nogę. Instynktownie odskoczyłem, wyrywając się z paszczy zwierzaka (no i takie ładne spodnie były, no gdzie ja dziś takie kupię??). Zacząłem jak głupi krzyczeć na psa, ale chyba mnie nie zrozumiał, bo darłem się po polsku, może co najwyżej dorzucając kilka przekleństw po angielsku. No ale cóż, przemyłem ranę alkoholem, potem mydłem kilka razy, a później dzięki pomocy znajomych szybko dostałem się do szpitala, gdzie ponownie przemyto mi rany. Dostałem jeszcze dwa zastrzyki - jak na razie - muszę udać się po więcej w nadchodzących dniach (mam cały terminarz rozgrywek ze strzykawkami). Ach, i jeszcze antybiotyki rano i wieczorem.
Także, koniec końców, szlag trafił niedzielny mecz w piłkę nożną.
Jeszcze jedna uwaga, zanim zacznę się przemieniać w indyjskiego piesołaka: jakby ktoś pragnął poznać ciekawe, lub mrożące krew w żyłach historie, to powinien udać się na ostry dyżur i zacząć podsłuchiwać. Dobra, wiem, dosyć oczywiste stwierdzenie, ale jak już je wpisałem to niech zostanie.
Już to kilka razy pewnie nadmieniałem, ale tutaj poważnym problemem są stada psów. Chociaż tak naprawdę tutaj nikt nie myśli o tym w kategoriach "problemu". Po prostu są i tyle. Bezdomne psy występują w ilościach hurtowych i organizują się w gangi, które rządzą swoimi kawałkami ulicy (no może trochę przesadzam, ale tak to wygląda). Są zdziczałe, pogryzione, pobite, kulawe i przenoszą tyle bakterii że pewnie mogłyby robić za ruchome laboratorium biologiczne. Z pewnością nie mają pieskiego życia - np. śpi sobie pies przy krawężniku, nagle ni stąd ni zowąd podchodzi Hindus z długim, cienkim patykiem i uderza zwierzaka z całej siły. Tak po prostu. Pewnie dlatego też czasami zdarzają się następujące wypadki.
Idę sobie wieczorem uliczką koło mojego domu, a że lampy niespecjalnie tłoczą się wzdłuż drogi, to jest dość ciemno. Mijam kilka chatek lokalnej biedoty, gdzie ludzie i psy śpią na ulicy. Nagle, jeden z psów budzi się i w momencie doskakuje do mnie, gryząc mnie w nogę. Instynktownie odskoczyłem, wyrywając się z paszczy zwierzaka (no i takie ładne spodnie były, no gdzie ja dziś takie kupię??). Zacząłem jak głupi krzyczeć na psa, ale chyba mnie nie zrozumiał, bo darłem się po polsku, może co najwyżej dorzucając kilka przekleństw po angielsku. No ale cóż, przemyłem ranę alkoholem, potem mydłem kilka razy, a później dzięki pomocy znajomych szybko dostałem się do szpitala, gdzie ponownie przemyto mi rany. Dostałem jeszcze dwa zastrzyki - jak na razie - muszę udać się po więcej w nadchodzących dniach (mam cały terminarz rozgrywek ze strzykawkami). Ach, i jeszcze antybiotyki rano i wieczorem.
Także, koniec końców, szlag trafił niedzielny mecz w piłkę nożną.
Jeszcze jedna uwaga, zanim zacznę się przemieniać w indyjskiego piesołaka: jakby ktoś pragnął poznać ciekawe, lub mrożące krew w żyłach historie, to powinien udać się na ostry dyżur i zacząć podsłuchiwać. Dobra, wiem, dosyć oczywiste stwierdzenie, ale jak już je wpisałem to niech zostanie.