wtorek, 6 kwietnia 2010

10..9..8..7..6..5..4..3..2..1..

Powrót na Goa, a także podróż w czasie, gdyż wrócimy się jeszcze do końca ostatniego roku, a właściwie do samej jego końcówki.

Wiele praktykantów, a i nie tylko, postanowiło spędzić Sylwestra na plażach Goa. Ponieważ bilety kolejowe były niedostępne już od ponad miesiąca lub dwóch, wybraliśmy autobus, a jako że było nas prawie 30 osób, to świętowanie zaczęło się już podczas drogi.
Zmianie uległo też miejsce docelowe - zamiast piaszczystych i spokojnych plaż Palolem zdecydowaliśmy się na mniej urokliwe, ale za to oferujące więcej barów i dyskotek okolice Anjuny.
Noc sylwestrową spędziliśmy na dyskotece w miejscowości Baga. O północy wyszliśmy na miejscową plażę, co właściwie nie było takim genialnym pomysłem, ponieważ znajdowało się tam więcej Hindusów niż ziarenek piasku, w związku z czym wykonaliśmy szybki "w tył zwrot".

Kolejne dni to już standardowe :) wylegiwanie się na słoneczku i pływanie w oceanie, przeplatane tanim piwem i jedzeniem z małych restauracyjek (bambusowo-palmowych szop). Plaża w Anjunie ma co najmniej jeden minus w porównaniu z Palolem. Chodzi o ostre jak brzytwy skałki, czające się blisko brzegu. Aby się spokojnie popluskać najpierw należy przebrnąć przez zdradliwe pola minowe (no.. skałowe?). Raz byłem nieuważny i wpadłem na całą bandę takich bazaltów. Mimo że fale były dość małe, to i tak przesuwały mnie o mały kroczek - dokładnie taki, żeby wpaść w objęcia kolejnej porcji wystających z dna kamulców. Ogólnie więc musiało to wyglądać żałośnie, kiedy dorosła osoba* próbowała desperacko wydostać się z wody sięgającej jej do kostek.
*noo.. podszywająca się pod jedną z nich

Ciekawym (lub też nieciekawym) zjawiskiem jest inwazja Ruskich na Goa. Jest tu naprawdę mnóstwo naszych wschodnich sąsiadów, szczególnie tych "nowobogackich". I co najlepsze, prawie wszyscy wyglądają dokładnie jak ze stereotypów - ostro wymalowne kobitki w krótkich spódniczkach i białych kozaczkach oraz krótko obcięci kolesie-szafy o mało inteligentnym wyrazie twarzy.

Największą frajdą okazało się, tak jak ostatnim razem, wynajęcie pojazdów dwukołowych. Przy czym tym razem postanowiliśmy z Timem z Finlandii spróbować jazdy na motocyklu. Ja nigdy w życiu na czymś takim nie jechałem, ale nie był to problem, bo Timo też nie. Wzięliśmy więc model Hero Honda- nie tylko dlatego, że był prosty w prowadzeniu i tani (ok 10$ za 24 godziny), ale także dlatego, że jest to jeden z najbardziej popularnych motorów, wobec czego części zamienne są tanie jak barszcz. Dzięki temu nawet jakbyśmy roztrzaskali naszą maszynę, to naprawa kosztowałaby grosze. Początkowo uczyliśmy się jeździć dookoła naszego hoteliku*. Pierwszego dnia szlo mi nie najlepiej, ale jakoś trzymałem się drogi. Natomiast drugiego dnia, w niedzielę, wstałem przed 8, wsiadłem na Hondę i pojechałem po prostu przed siebie, gdzie oczy poniosą. Cóż... polecam, zdecydowanie polecam ;]

*W moim i kilku innych kolegów przypadku, był to zadaszony dach (?) z wielką populacją komarów. Kosztował tylko 300 RS za noc. Ach, jeszcze uwaga - w okolicach Nowego Roku, w środku sezonu, ceny są dwu, a nawet trzykrotnie wyższe niż zazwyczaj. Na przykład, wynajęcie motocyklu w innym terminie kosztuje ok. 6$.

Na koniec zdjęcia. Byłoby ich więcej, i byłyby moje, gdyby moja karta pamięci (z dożywotnią gwarancją) nie przestała działać pod koniec wyjazdu, zabierając do cybernetycznej otchłani wszystkie zrobione przeze mnie fotki. Widocznie karta miała gwarancję do końca życia... karty.





1 komentarz:

  1. Świetne fotki - widac, że dobrze się bawiliście - pozdrawiam - i koniecznie podjedz coś stary - bo na zdjęciu z "piramidą" widac, ze za chwileczkę się rozwali cała budowla - przez niejakiego Adama K.

    OdpowiedzUsuń