Nie da się ukryć że czegoś mi tu brakowało. Poza oczywistymi schabowymi i świętami w śniegu.
Chodzi o wyprawy w góry, albo chociażby jakaś krótka przechadzka po wzgórzach, bez ryzyka bycia rozjechanym przez rikszę. Właściwie każdy wypad za miasto to przyjemna rozrywka. Ach, "wyjazd za Bombaj" to co najmniej kilka godzin drogi. Korków, pociągów, autobusów, promów. Właściwie wszystko do 200-300 km od centrum jest traktowane jako krótka, weekendowa przejażdżka.
Ale do rzeczy. Albo przynajmniej w kierunku konkretów.
TCS (czyli firma w której pracuję), jak wiele wielkich korporacji, zapewnia swoim pracownikom różne rozrywki. Jednym z nich są kluby o nazwie Maitree. Kluby śpiewu, tańca, gry na gitarze, czy też, jak można by podejrzewać po wstępie, miłośników wycieczek. Ci ostatni organizują właśnie jednodniowe wypady w ciekawe miejsca. A jest w czym wybierać, jako że w samym stanie Maharashtra jest około 400 fortów (lub pozostałości po nich). Problemem jest zazwyczaj to, że każdy chce jechać, a ilość miejsc jest mocno ograniczona. Ponieważ decyduje kolejność zgłoszeń, trzeba się wykazać refleksem. I to nie byle jakim. 3 minuty po otwarciu zapisów nie było już wolnych miejsc.
Na szczęście tym razem udało mi się załapać. W piątek wieczór, zaraz po pracy, z kolegą z biura DP (skrót od imion, których nie pamiętam, wszyscy i tak mówią DP), oraz około 35 innymi pracownikami TCS wyruszyliśmy w nocną podróż. Celem wyprawy był fort Ratangad, u podnóży którego znaleźliśmy się o 5 rano. Wspinaczkę należy zacząć wcześnie, gdyż upał w południe raczej nie zachęca wychylenia dzioba z jaskini. Trochę niewyspani (autobus trząsł się jakby jechał po polu minowym i chyba nikt nie zmrużył oka) ruszyliśmy w 3 godzinną przechadzkę na szczyt płaskowyżu - prawdę powiedziawszy trasę można by spokojnie zrobić w półtorej godziny, no ale nie każdy ma taką kondycję jak ja (ekhy ekhy ekhy... sory zmęczyłem się klikaniem w klawiaturę).




Urozmaiceniem były żelazne drabiny, które czasy swojej świetności miały już trochę za sobą. Właściwie były tak stare, że chyba po prostu zapomniały się rozpaść. Wysiłek wspinaczki wynagrodzony został niesamowitym widokiem na malownicze jeziora, tamę, góry i przepaście. Z samego fortu zostały tylko ruiny obejmujące samotną wieżę, kilka rowów, podziemny rezerwuar wody pitnej (tzn. ja z niego piłem i jeszcze żyję), oraz resztki bram i murów. Najbardziej niesamowitym elementem były jednak kamienne schody, przyczajone w wąskim przesmyku pomiędzy dwoma strzelistymi skałami i zawieszone nad głęboką przepaścią. Schody opadały stromo w dół i prowadziły ... donikąd, nagle urywając się w połowie góry. Ale widok z tego "nikąd" zapierał dech w piersiach. Zejście w dół wymagało pewnej dozy odwagi i dobrej przyczepności do skał. Zastanawia mnie jak to wyglądało ten tysiąc lat temu (albo dwa). Czy ktoś używał tych schodów np. codziennie - żeby zajść do sklepu po świeże mleko? :D






Upał południa przeczekaliśmy w cieniu jaskini na szczycie. Tam też pożywiliśmy się najpierw śniadaniem, a po południu lunchem (dalej mnie ciekawi kto wniósł ten wielki gar po tych zardzewiałych drabinach). W drodze powrotnej wstąpiliśmy jeszcze do Amruteshwar - małej, lecz przepięknie ozdobionej świątyni Hinduskiej, datowanej na VIII wiek.





Gorgeous!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńno men! Piękne foty i opis! Po takich wrażeniach pewno trudno było zasnąć...
OdpowiedzUsuńA na tym ostatnim zdjęciu to w tych okularach wściekłego węża (dla wtajemniczonych film pt. Sarnie Żniwo) wyglądasz jak amerykański lotnik - bravo! :)
A te dzwonki powyżej to z indyjskich super-krów czy czemu one służyły?
Dzwonki są integralną częścią świątyni. W środku budowli siedzi kapłan. Wierny przed wejściem dzwoni, odmawia krótką modlitwę i wchodzi do środka. Na raz znajduje się wewnątrz tylko jedna osoba (i kapłan). Po krótkim obrzędzie, którego właściwie nie widziałem zbytnio, bo się nie wpychałem, wierny przechodzi przez świątynię i wychodzi tyłem. Natomiast nie wiem po co aż tyle dzwonków... może jak się zużywają to po prostu przyszywają następny, bez usuwania starego...
OdpowiedzUsuńpo wielu wielu miesiącach doczekaliśmy się prawdziwej egzotyki, góry, dżungla, kamienne schody Indiana Jones, świątynie ... szkoda że jakiś tygrysek nie porwał marudera z kolumnie pieszych ... ale nawet bez tego nie pozostaje nic jak tylko pozazdrościć
OdpowiedzUsuń