Tak w skrócie brzmi nazwa mojego programu/praktyki - części współpracy pomiędzy organizacją studencką AIESEC a firmą Tata Consultancy Services. Układ polega na tym, że AIESEC-owcy mogą pracow.. ech zbyt prosto, chciałem powiedzieć: nabierać doświadczenia i poszerzać horyzonty w TCS (przy obopólnych korzyściach), TCS natomiast pomaga AIESEC-owi po przez np. fundusze i stronę internetową (pewnie też jakieśtam obopólne korzyści).
Dzielimy się na kilka grup, z których każda będzie odgrywać określony typ społeczeństwa. Cały urok polega na tym, że owe społeczności są całkowicie zmyślone i dziwne (... hmm czy aby na pewno? ) Dla przykładu moja grupa była taka:
Przyjazny i bardzo otwarty lud (nazwijmy go np. 'Bibu') uwielbiający podróżować i cieszący się niezmiernie na przybycie gości. Z szacunku zawsze trzymają ręce z tyłu i lubią się wymieniać rzeczami. Język (nie można się komunikować w zwykły sposób):
Ba- cześć
Bo - tak
Bi - nie
Bu - co?
Lud Bibu posiada święty kij (wybraliśmy parasol), który jest chroniony za wszelką cenę. Gdy ktokolwiek obcy choćby napomknie o kiju, to plemię pada na kolana, zatyka uszy rękami i wydziera się 'Biiiiii'!
Inne grupy np. komunikowały się kartkami zamiast używać słów('położenie kartki na głowie to 'cześć'), siedziały chicho w zamkniętym kręgu, były rządzone przez kobiety itd.
'Ludy' nie znają się nawzajem i nie mają pojęcia o swoich 'zwyczajach'. Zabawa polega na tym, że każda grupa wysyła podróżników do innych 'krajów' (którzy zachowują się normalnie, bez żadnych dodatków'). Ich zadaniem jest zbadać lokalną kulturę i opisać swoje wrażenia po powrocie. Potem następuje runda druga, w której osoby wybierają się na wyprawę, z tym że teraz mają już pewne pojęcie o tym, gdzie idą.
- Pełna nazwa ACE to 'Academy of Crazy Elephants'.
- Oczywiście żartowałem z tą nazwą ACE. Rozwinięcie brzmi "Astronomically Complicated Entrepreneurship".
- A ACE to tak naprawdę 'Automatic Catching of Epidemy'
- Wszyscy wiedzą, że ACE to ''Afterwards certainly explodes'
Dzielimy się na kilka grup, z których każda będzie odgrywać określony typ społeczeństwa. Cały urok polega na tym, że owe społeczności są całkowicie zmyślone i dziwne (... hmm czy aby na pewno? ) Dla przykładu moja grupa była taka:
Przyjazny i bardzo otwarty lud (nazwijmy go np. 'Bibu') uwielbiający podróżować i cieszący się niezmiernie na przybycie gości. Z szacunku zawsze trzymają ręce z tyłu i lubią się wymieniać rzeczami. Język (nie można się komunikować w zwykły sposób):
Ba- cześć
Bo - tak
Bi - nie
Bu - co?
Lud Bibu posiada święty kij (wybraliśmy parasol), który jest chroniony za wszelką cenę. Gdy ktokolwiek obcy choćby napomknie o kiju, to plemię pada na kolana, zatyka uszy rękami i wydziera się 'Biiiiii'!
Inne grupy np. komunikowały się kartkami zamiast używać słów('położenie kartki na głowie to 'cześć'), siedziały chicho w zamkniętym kręgu, były rządzone przez kobiety itd.
'Ludy' nie znają się nawzajem i nie mają pojęcia o swoich 'zwyczajach'. Zabawa polega na tym, że każda grupa wysyła podróżników do innych 'krajów' (którzy zachowują się normalnie, bez żadnych dodatków'). Ich zadaniem jest zbadać lokalną kulturę i opisać swoje wrażenia po powrocie. Potem następuje runda druga, w której osoby wybierają się na wyprawę, z tym że teraz mają już pewne pojęcie o tym, gdzie idą.
Zabawa jest przednia, a mój wniosek ('po całej rozmowie dydaktycznej na zakończenie warsztatów') jest taki, że choćby nie wiem ile człowiek krzyczał 'Biiiiii' to i tak przybysze będą ciągle interesowali się świętym kijem i nie spoczną, dopóki się do niego nie dostaną. No i gdzie z tymi łapami?! Wara od parasola, ale już! Co za ludzie!
- ACE to, już bez żartów, 'Always carry ethyl (alcohol)'.
- I kończąc, podaję prawdziwe rozwinięcie ACE: 'Amigos! Cheer up Everybody!'