Wraz z nadejściem weekendu zawsze pojawia się pytanie, co robić. Oczywiście można zostać w domu i próżnować na internecie. Można także wybrać się na jakąś imprezę, do klubu czy do kina. Kolejną opcją jest wycieczka za miasto, ale do tego trzeba potrzeba trochę mobilizacji oraz dobrego pomysłu. A właściwie dobrego miejsca, a tych, mimo wszystko, nie jest aż tak dużo. Hmm, chyba że się dobrze rozejrzymy.
Od pewnego czasu przewijał się pomysł wybrania się na plaże w okolicach Alibagu, jako że te w Bombaju nie zachęcają do pływania, czy nawet poleżenia na piasku (za to są idealnym miejscem do zjedzenia czegoś dziwnego i kupienia różowego słonika od lokalnego sprzedawcy). Tak więc w końcu razem z Santiago zdecydowaliśmy się zorganizować małą wyprawę w celu odkrycia jakiegoś nowego miejsca na weekendowy wypad. Miało z nami jeszcze pojechać kilka innych osób, ale ponieważ nikomu nie chciało się wstać wcześnie rano w niedzielę, to zostaliśmy sami. No cóż, jakbyśmy zawsze czekali na wszystkich innych to nigdy byśmy nigdzie nie doszli.
Dotarcie do Alibagu nie było zbyt skomplikowane... względnie. W końcu musieliśmy skorzystać z rikszy, pociągu, taksówki, promu, autobusu i znowuż rikszy. W szczegółach wygląda to tak: Alibag jest nadmorską miejscowością położoną ok. 35 kilometrów na południe od Bombaju. Dojazd autobusem zabiera około 4 godzin (!). Znacznie szybciej, a co ważniejsze, znacznie przyjemniej (!!!) możemy dostać się tam promem, odpływającym spod Gateway of India. Rejs trwa godzinę i kosztuje, w zależności od przewoźnika, od 65 do 100 rupii. W cenę biletu wliczony jest także bilet autobusowy z przystani do samego miasta - następne 40 minut drogi, już nie takiej odświeżającej jak bryza na promie, ale dalej dużo lepszej niż piekielne wyziewy w Bombaju.

Sam Alibag nie jest zbytnio nadzwyczajnym miejscem - jeśli nie liczyć sporadycznych kubłów na śmieci w kształcie pingwinów i królików. "Miejska plaża" jest próbą stworzenia czegoś w rodzaju nadmorskiego deptaku, ale do Sopotu czy Makarskiej "trochę" temu deptakowi brakuje.



Na wybrzeżu znajduje się wiele innych miejsc wypoczynkowych, ale niestety te "lepsze" położone są kolejne 30-40 kilometrów na południe, wobec czego nie mogliśmy do nich dotrzeć w ciągu jednego dnia. Nie namyślając się długo, udaliśmy się do oddalonej o 7 kilometrów plaży w Nagaon. Dotarliśmy tam w czasie przypływu, kiedy większość brzegu znajduje się pod wodą. Cóż, nie da się ukryć - Nagaon to nie Goa. Plaże nie są zadbane, a ciemny, trochę mułowaty piasek powoduje, że woda wygląda na brudną. Mimo wszystko jest to całkiem przyjemne miejsce na jednodniowy relaks poza metropolią. Przynajmniej temperatura morza jest idealna.


Przy okazji warto zwrócić uwagę na biznes kręcący się wokół plaż w Indiach. W wielu miejscach można przepłynąć się łódką, "bananem" lub wynająć kajak. Jest nawet opcja krótkiej przejażdżki na skuterze wodnym... ale tylko jako pasażer. Mimo, że oferta jest dość skromna i niezbyt zachwycająca (w porównaniu z resortami np. w Europie), to i tak chętnych nie brakuje.
Ach, i jeszcze jedno, skoro już jesteśmy w temacie morza (nie mam tego gdzie indziej wepchnąć) - Hindusi nie lubią zbytnio wody. Wystarczy powiedzieć, że zdecydowana większość z nich kompletnie nie umie pływać i z pewnością nie ma chęci się nauczyć. No, chyba że do wody pójdą się popluskać dziewczyny z Ameryki czy Europy - wtedy Hindusi tłumnie i odważnie idą za nimi.
Wracając do wyprawy - był to tylko zwiad. Kilka tygodni później zebrała się całkiem spora ekipa (około 15 osób, czyli większość AIESEC-owych praktykantów w Bombaju) i razem pojechaliśmy na plażę w Nagaon. Chociaż niektórym osobom plaża nie przypadła zbytnio do gustu, to ostatecznie było całkiem spoko. W każdym razie chłopaki i tak bawili się dobrze - mieliśmy piłkę i miejsce do grania w nogę, więc czego chcieć więcej.

Od pewnego czasu przewijał się pomysł wybrania się na plaże w okolicach Alibagu, jako że te w Bombaju nie zachęcają do pływania, czy nawet poleżenia na piasku (za to są idealnym miejscem do zjedzenia czegoś dziwnego i kupienia różowego słonika od lokalnego sprzedawcy). Tak więc w końcu razem z Santiago zdecydowaliśmy się zorganizować małą wyprawę w celu odkrycia jakiegoś nowego miejsca na weekendowy wypad. Miało z nami jeszcze pojechać kilka innych osób, ale ponieważ nikomu nie chciało się wstać wcześnie rano w niedzielę, to zostaliśmy sami. No cóż, jakbyśmy zawsze czekali na wszystkich innych to nigdy byśmy nigdzie nie doszli.
Dotarcie do Alibagu nie było zbyt skomplikowane... względnie. W końcu musieliśmy skorzystać z rikszy, pociągu, taksówki, promu, autobusu i znowuż rikszy. W szczegółach wygląda to tak: Alibag jest nadmorską miejscowością położoną ok. 35 kilometrów na południe od Bombaju. Dojazd autobusem zabiera około 4 godzin (!). Znacznie szybciej, a co ważniejsze, znacznie przyjemniej (!!!) możemy dostać się tam promem, odpływającym spod Gateway of India. Rejs trwa godzinę i kosztuje, w zależności od przewoźnika, od 65 do 100 rupii. W cenę biletu wliczony jest także bilet autobusowy z przystani do samego miasta - następne 40 minut drogi, już nie takiej odświeżającej jak bryza na promie, ale dalej dużo lepszej niż piekielne wyziewy w Bombaju.

Sam Alibag nie jest zbytnio nadzwyczajnym miejscem - jeśli nie liczyć sporadycznych kubłów na śmieci w kształcie pingwinów i królików. "Miejska plaża" jest próbą stworzenia czegoś w rodzaju nadmorskiego deptaku, ale do Sopotu czy Makarskiej "trochę" temu deptakowi brakuje.



Na wybrzeżu znajduje się wiele innych miejsc wypoczynkowych, ale niestety te "lepsze" położone są kolejne 30-40 kilometrów na południe, wobec czego nie mogliśmy do nich dotrzeć w ciągu jednego dnia. Nie namyślając się długo, udaliśmy się do oddalonej o 7 kilometrów plaży w Nagaon. Dotarliśmy tam w czasie przypływu, kiedy większość brzegu znajduje się pod wodą. Cóż, nie da się ukryć - Nagaon to nie Goa. Plaże nie są zadbane, a ciemny, trochę mułowaty piasek powoduje, że woda wygląda na brudną. Mimo wszystko jest to całkiem przyjemne miejsce na jednodniowy relaks poza metropolią. Przynajmniej temperatura morza jest idealna.


Przy okazji warto zwrócić uwagę na biznes kręcący się wokół plaż w Indiach. W wielu miejscach można przepłynąć się łódką, "bananem" lub wynająć kajak. Jest nawet opcja krótkiej przejażdżki na skuterze wodnym... ale tylko jako pasażer. Mimo, że oferta jest dość skromna i niezbyt zachwycająca (w porównaniu z resortami np. w Europie), to i tak chętnych nie brakuje.
Ach, i jeszcze jedno, skoro już jesteśmy w temacie morza (nie mam tego gdzie indziej wepchnąć) - Hindusi nie lubią zbytnio wody. Wystarczy powiedzieć, że zdecydowana większość z nich kompletnie nie umie pływać i z pewnością nie ma chęci się nauczyć. No, chyba że do wody pójdą się popluskać dziewczyny z Ameryki czy Europy - wtedy Hindusi tłumnie i odważnie idą za nimi.
Wracając do wyprawy - był to tylko zwiad. Kilka tygodni później zebrała się całkiem spora ekipa (około 15 osób, czyli większość AIESEC-owych praktykantów w Bombaju) i razem pojechaliśmy na plażę w Nagaon. Chociaż niektórym osobom plaża nie przypadła zbytnio do gustu, to ostatecznie było całkiem spoko. W każdym razie chłopaki i tak bawili się dobrze - mieliśmy piłkę i miejsce do grania w nogę, więc czego chcieć więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz