Bez obaw, Goa jeszcze powróci :)
Na razie wiadomość na pierwszą stronę bloga (bo innych stron nie ma). W końcu dostałem przydział. Żeby było po Indyjsku, oczywiście nie stało się to w standardowy (zakładany) sposób. Otóż w zeszłym tygodniu było tzw. "introduction", czyli jedno-dwu-niowe szkolenie (długie na jeden dzień, ale trwające dwa) na temat samej firmy Tata Consultancy Services, jej struktury, celów itp. Kiedy jeden z prowadzących wykład, Vishal, dowiedział się, że część z nas ciągle nie jest przypisana do żadnego projektu, to stwierdził, że w przyszłym tygodniu załatwi nam pracę. I jak powiedział, tak zrobił. W poniedziałek robotę dostali dwaj Ganijczycy i Nigeryjka. Ja miałem pojawić się w biurze we wtorek. Oczywiście pierwsza oferta, do ktorej byłem skierowany, okazała się zupełnie nie dla mnie, co możnaby wywnioskować już po rzucie oka na moje CV. Ale w końcu tam nikt mojego CV nie widział (a przecież wysłałem go do TCS pół roku temu). W związku z tym przesiedziałem cały dzień nie robiąc zupełnie nic (czyli pewnie spędzając dzień jak większość ludzi pracujących w biurze). Dopiero wieczorem spotkałem się z szefem jednego z zespołów. Po rozmowie kwalifikacyjnej dowiedziałem się, że wykazuję się logicznym myśleniem i kompletnym brakiem wiedzy o programowaniu w Javie (określili to trochę bardziej dyplomatycznie, ale można się domyśleć o co biega). Ech, no w końcu zatrudniłem się w TCS jako programista C++. Dobrze, że przez ostatnie tygodnie odświeżyłem sobie choć trochę wiedzę z uniwerka. Ostatecznie jednak zostałem przyjęty. Największy plus (lub minus, jak kto woli), jest taki, że mam masę rzeczy do opanowania, takich jak J2EE, JSP, JSF, RMI czy fasolki - wtajemniczeni wiedzą o co chodzi (ja do nich nie należę :) Na razie spędzam dnie na czytaniu przeróżnych dokumentów i powstrzymywaniu się od zaśnięcia (chociaż część z tych rzeczy jest ciekawa). W każdym razie jak dotąd czas leci w miarę szybko.
Ach, sam projekt to programowanie wewnętrznej aplikacji TCS zwanej ultimatix, której używa około 150 tys. osobników. No, bedzie dobrze. Ja będę zajmował się tylko działem "urlopy" w Europie.
Wesołym elementem jest dojazd - autobusem. Dzisiaj rano czekałem na gada z 40 minut i się nie pojawił. Na szczęście znalazłem inny autobus, który podwozi mnie pod samą firmę. A to nie było takie proste. Na oficjalnej stronie transportu miejskiego Bombaju znajduje się wyszukiwarka busów, przystanków i połączeń. Problem w tym, że Godzilla jest bardziej rzeczywista niż dane z tego portalu. Według strony nie ma żadnego bezpośredniego autobusu (a jest), a ten, który miałby mnie zawieźć do miejsca przesiadki w ogóle przez podany przystanek nie kursuje. Dobrze, że są koledzy i koleżanki w pracy. Jeszcze muszę tylko nauczyć się błyskawicznie czytać indyjskie liczby, bo autobus, tak jak pociąg, na długo się nie zatrzymuje...
do tej pory było o Indiach, Bombaju, Goa itp. a teraz będzie o Javie
OdpowiedzUsuń