niedziela, 19 września 2010

Mgła

Kiedyś, dawno temu, w zamierzchłych czasach, kiedy jeszcze żyły smoki, a zanieczyszczenie środowiska było umiarkowane, opisałem mały trekking z klubem TCS do fortu w pobliżu Bombaju. Nie był to odosobniony przypadek, takie wyjazdy organizowane są średnio co miesiąc, ale szczególną popularnością cieszą się w porze monsunu. Przyczyn takiego podejścia podawać już chyba nie muszę.

Pomimo znacznie większej konkurencji udało mi się zarejestrować na stronie klubu wystarczająco szybko*, aby załapać się na kolejny wyjazd. Tego samego heroicznego czynu także trójka innych praktykantów z AIESECu pracująca w TCS: Santiago, Giovana z Kolumbii i Agata z Polski.
*Rejestracja została otwarta o godzinie 15 - o 15:02 wszystkie miejsca już były zajęte, i trwało to tyle czasu tylko dlatego, że zaplanowano większą wycieczkę na dwa autobusy.

Celem naszej podróży było ... eee.. wiec... nie pamiętam nazwy i jestem zbyt leniwy żeby jej poszukać.

Pogoda na szczęście nie rozczarowała i padało z przerwami cały dzień, choć niezbyt intensywnie. Sam trekking nie był zanadto wymagający (jak dla mnie, starego wyjadacza górskich ścieżek, mwahaha), chociaż było jedno albo dwa ciekawsze podejścia. Dość powiedzieć, że szliśmy spacerkiem niewiele ponad 2 godziny. Ale nie chodziło tu przecież o wspinaczkę, a raczej o odetchnięcie świeżym powietrzem, którego w Bombaju nie ma nawet w muzeum. Dodatkowym urokiem były widoki zielonych wzgórz i dolin. W porze monsunu krajobraz przechodzi metamorfozę - z suchego wrzosowiska przeistacza się w bujne zielone zarośla.







Całość wycieczki wypełniały chmury. I gdy dotarliśmy do zaskakującego punktu widokowego położonego na szczycie kilkusetmetrowej przepaści, zobaczyliśmy .. mgłę. Tak jakby świat się nagle urwał i dalej nie było już nic. Gdyby mój aparat działał i zrobiłbym zdjęcie, to wyglądałoby ono mniej więcej tak:




Naszą restauracją na lunch okazała się jaskinia. 'Obsługa' raczej nie mieszkała tam na stałe, chociaż widać było, że spędzają tam dużo czasu (chyba pochodzili z wioski u podnóża góry).



Aby zakończyć śpiewająco, powinienem wspomnieć o tym, że w czasie drogi tam i z powrotem uczestnicy wycieczki spędzali czas na śpiewaniu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że:

  • Wykonywano całkowicie nam nie znane hinduskie kawałki biesiadne (to jeszcze nie jest takie złe)
  • To nie był śpiew, to była konkurencja pod tytułem 'kto głośniej wypatroszy kota', w której wszyscy startują jednocześnie
  • Trwało to całą podróż, uwzględniając noc, i powrót wieczorem (około 6 godzin w jedną stronę)
Ja przeżyłem to już na poprzedniej wycieczce (co prawda nie w takiej skali) i chociaż dalej nie pozwalało mi to przez większość czasu zmrużyć oka, to nie bardzo się tym przejmowałem. natomiast szczególnie Agata wyglądała jakby była na skraju szaleństwa i desperacko rozglądała się za jakimś nożem albo pistoletem, a pewnie granat też by znalazł uznanie.

Nie ma to jak wypoczynek w ciszy i spokoju z dala od wielkiego miasta ;]









1 komentarz:

  1. 1. czy wycieczki firmowe polegają na: a/6h podróż autobusem w jedną stronę b/2h spacer we mgle c/6h podróż autobusem z powrotem? :)

    OdpowiedzUsuń