środa, 1 września 2010

Monsun

Pada. Leje. Kropi. Siąpie. Oberwanie chmury. Deszcz. Mżawka. Rzuca żabami. Kapuśniaczek. Znaczne opady. Ulewa.

O, przerwa, nie pada. Tylko po to, żeby wywabić nas spod dachu i w otwartym terenie spacyfikować ścianą wody.

Po ulicach płyną małe potoczki i wielkie rzeki. Studzienka kanalizacyjna na drodze do biura dostała czkawki i ochoczo zalewa pół dwupasmówki, tworząc szlaki żeglowne dla transatlantyków. Chodzenie po ulicach przypomina błądzenie w labiryncie ze strumykami zamiast ścian i wieloma ślepymi zaułkami.

Wiatr hula po okolicy w poszukiwaniu parasoli, które mógłby powyrywać i rzucić ich właścicieli w objęcia deszczu.

Połączenie ilości kałuż i sposobu jazdy w Indiach (a właściwie jego brak) tworzy fantazyjne fontanny wody, zazwyczaj obserwowane ze zbyt bliskiej odległości.

Mimo ze mieszkanie wydaje się suche jak pieprz, to grzyb, niepilnowany, zakrada się w zakamarki i nadgryza ubrania. Lepiej trzymać je na wierzchu, a nie w zamkniętej szafie czy walizce.

Ale jeszcze miesiąc i potem ani kropli przez pół roku.

1 komentarz:

  1. No Adamek! Geniuszem poetyckim to Ty naprawdę jesteś, szacunek. Ileż epitetów, ileż metafor i porównań. Nawet personifikacja studzienki kanalizacyjnej się znalazła :D Taki krótki fragment tekstu, a moja polonistka z L.O. mogłaby 3 godziny się rozwodzić nad kunsztem tego opisu. Dobrze, że macie już lokum, które was lekko chroni od tej "ściany wody". A ja bym tak pięknie nie umiał opisać deszczu, który teraz w Polsce się rozpanoszył... :\

    OdpowiedzUsuń