Koniec praktyki! Ha, pora na wakacje. Pomysł podróży nie jest zbytnio oryginalny (jak na tą część świata), ale za to sprawdzony i powinien przynieść mnóstwo wrażeń. Jadę z Bartoszem z Poznania – znacznie weselej podróżować z kimś niż samemu.
Najcięższą częścią drogi był wyjazd z Bombaju. Po znalezieniu rikszy i przedarciu się przez nawiedzone ulice dotarliśmy na lotnisko, gdzie wsiedliśmy na samolot do Kuala Lumpur. Miasto słynące z już nie najwyższych wież znalazło się na naszej drodze w pewnym sensie jako dodatek, ponieważ najtańsze linie lotnicze Air Asia mają tam swoje centrum, skąd za małe pieniądze można dostać się w każde ważniejsze miejsce Azji południowo – wschodniej.
Atrakcją numer jeden okazał się Mcdonalds zaraz po przylocie. W końcu wołowinka znalazła się na talerzu zamiast włóczyć się po ulicach.
Nocleg, zgodnie z otrzymanymi wcześniej poradami, znaleźliśmy w offowym hostelu ‘La Village’ w pobliżu chińskiej dzielnicy. Przy cenach nawet dwukrotnie tańszych niż w przewodniku Lonley Planet (15 MYR), ten stary, utrzymany w hippisowskim stylu budynek jest znakomitym miejscem na chillout. Samo miasto nie oferuje morza atrakcji turystycznych, ale jest bardzo schludne i czyste, szczególnie w porównaniu do Indii (chociaż w takim porównaniu niektóre wysypiska śmieci mogłyby wypaść jak dziewicze oazy). Jak już wspominałem, miejscem, którego nie można przegapić, są wznoszące się na wysokość 452 metrów Petronas Towers. Aby dostać się na łączący obie wieże łącznik/mostek widokowy, należy pojawić się w kasie wcześnie rano, a i tak trzeba się liczyć z kilkugodzinnym staniem w kolejce tylko po to, żeby zarezerwować wjazd na popołudnie, i to poza sezonem! Jednak warto trochę poczekać aby zobaczyć znakomity widok, chociaż prawdę powiedziawszy lepszy rozpościera się z pobliskiej wieży telekomunikacyjnej, ale Pertonas to Petronas.
Innym miejscem wartym zobaczenia w Kuala Lumpur są Batu Caves, położonych trochę za miastem. Są to najpopularniejsze świątynie hinduistyczne poza Indiami, z ponad 40 metrową statuą Murugana (jednego z bóstw) i stromymi schodami. Trak naprawdę jednak największe wrażenie robią same jaskinie, a świątynie wewnątrz wyglądają raczej jak dodatek. Należy się tylko wystrzegać małp, które zręcznie pozbawiają turystów wszelakich artykułów spożywczych – nam prawie zwędziły butelkę coli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz