wtorek, 12 października 2010

Szalone miasto wypełnione świątyniami


Z Kuala Lumpur udaliśmy się w dwugodzinny lot do stolicy królestwa Tajlandii, Bangkoku. 
Na miejscu znaleźliśmy nocleg na ulicy Khaosan – szalonym, imprezowym centrum późno zasypiających barów z  głośną muzyką.  Muzyka gra do rana, alkohol leje się strumieniami, a jednym z najpopularniejszych napojów jest cały kubełek wypełniony lodem i wybranym drinkiem. Codziennie można znaleźć kluby z muzyką na żywo. Bangkok znany jest także z wyjątkowo niecenzuralnych rozrywek, takich jak lady boys czy ping pong shows. 


Pierwszy dzień w stolicy Tajów zaczęliśmy dość niestandardowo, od poszukiwania aparatu fotograficznego.  Zaprowadziło nas to do mniej turystycznych dzielnic, ale nie mniej ciekawych. A tajskie jedzenie w teslo było bardzo dobre i dwa razy tańsze niż na Khaosan Road. 
Tutejszym odpowiednikiem rikszy jest tuk-tuk. Jest to taka sama klasa (badziewie), ale tuk-tuki nie mają metrów i zawsze trzeba się targować. W Bangkoku jest to raczej drogi sposób przemieszczania się. Istnieje jednak pewien trik, dzięki któremu można przejechać się prawie za darmo. Polega to na tym, że kierowca zawozi nas do zaprzyjaźnionego sklepu (zazwyczaj z garniturami) albo agencji turystycznej. Jeśli posiedzimy w środku 5-10 minut, nawet nic nie kupując, tuk-tukarz dostaje darmowy kupon na benzynę albo jakiś inny bonus. Dzięki temu kasuje nas grosze za przejazd. Takich miejsc nie jest jednak zbyt wiele i jeśli często wykorzystujemy ten sposób to sklepy zaczynają się powtarzać i tylko tracimy czas.

Bangkok jest miastem świątyń. Wręcz roi się tu od posągów Buddy, białych świątyń z czerwonymi dachami zdobionymi złotem, strzelistych pagód i różnorodnych kapliczek. Jadąc ulicami co chwilę naszą uwagę przykuwają interesujące obiekty, które w innych miastach mogłyby zostać głównymi atrakcjami turystycznymi, ale tutaj stoją puste, ponieważ najważniejsze zabytki Bangkoku przytłaczają swoim pięknem i przepychem. 


Posąg stojącego Buddy:

Złota Góra:


Zaraz nad przepływającą przez środek miasta rzeką znajduje się Świątynia Świtu. Aby ją zobaczyć, należy przeprawić się na drugi brzeg promem.



Po drugiej stronie znaleźć możemy ogromny posąg Leżącego Buddy z perłowymi rysunkami na stopach.



Najlepsze jednak zostawiliśmy sobie na koniec – królewski pałac to po prostu bajka. 


Malowidła na ścianach


Szmaragdowy Budda (tak naprawdę nefrytowy), lewy dolny róg - nie można było robić zdjęć w środku.



Główny Pałac



Niecałe dwie godziny jazdy od Bangkoku znajduje się miasteczko chętnie odwiedzane przez turystów z powodu ‘pływającego targowiska’. Możemy się przepłynąć łódeczką wzdłuż innych łodzi i straganów w poszukiwaniu owoców, dań kuchni tajskiej czy pamiątek, albo po prostu podziwiać widok miasta, które zamiast ulic ma kanały wodne.


A jeszcze wracając do jedzenia, w Bangkoku od czasu do czasu można znaleźć stoisko z prażonymi paskudztwami. My spróbowaliśmy skorpiona, kilka świerszczy i trochę zwykłych, białych robali.



3 komentarze:

  1. A ja myślałam, że tuk-tuki są tylko w Ameryce Łacińskiej. Pozdrawiam z coraz zimniejszej Polski...

    OdpowiedzUsuń
  2. a kiedy Pan Adam wraca do zimowej Polski?

    OdpowiedzUsuń
  3. planowo - 1 grudnia. I jak wrócę to ma być lato, jasne? Pan Łukasz jest za to osobiście odpowiedzialny :P

    OdpowiedzUsuń