wtorek, 26 października 2010

Wyspa Żółwia

Nocny autobus z Bangkoku zabiera nas na południe, na rajskie wyspy Tajlandii. Po kilkugodzinnym rejsie promem lądujemy na brzegu tytułowej wyspy – Koh Tao. Jak to zwykle tutaj bywa, zaraz po wyjściu z łódki czy autobusu oblega nas tłum miejscowych oferujących transport i zakwaterowanie. Jednak na tej szczególnej wyspie dominują oferty kursów nurkowania, jako że Wyspa Żółwia jest znana jako najlepsze miejsce w Tajlandii i okolicach do uprawiania tego sportu. I to właśnie podwodny świat jest naszym głównym celem. Zapisujemy się na czterodniowy kurs Padi* na otwarte wody.

*Padi – amerykańskie stowarzyszenie wydające legitymacje nurkowe uznawane na całym świecie.

Zakwaterowanie znajduje się zaraz obok naszej szkoły, na południowym krańcu naszej małej wysepki, zajmującej obszar 5x10 km. Rzucamy plecaki i idziemy się wykąpać, ale raczej nie opalać. Ku naszemu zdziwieniu, pogoda nie jest słoneczna. W Indiach monsun skończył się już w połowie września, ale tu trwa w najlepsze.


Jeszcze tego samego dnia .. bierzemy plecaki, książki, długopisy i wracamy do szkoły! Zaczynamy od kursu teoretycznego, obejmującego filmiki, quizy i sprawdziany. Drugiego dnia spotykamy naszego instruktora – Philipa z Niemiec. Phil pozbył się wszystkiego – mieszkania, samochodu – w swoim ojczystym kraju i nie ma zamiaru już tam wracać. Po południu wypływamy łodzią na nasze pierwsze nurkowanie, a właściwie trening na plaży na płytkiej wodzie, gdzie uczymy się podstaw takich jak oddychanie czy ściąganie maski i ekwipunku. W ciągu dwóch następnych dni zrobimy cztery nurkowania, schodząc na głębokość do 12 i 18 metrów. Początkowo szło nam dość niezgrabnie, kiedy bezsensownie wywijaliśmy rękami w próbie nie skrzywdzenia siebie i korali, a w szczególności w omijaniu żyjątek, po dotknięciu których wynurzenie nie miałaby już właściwie sensu. Na szczęście później nabraliśmy trochę umiejętności, dzięki czemu pływaliśmy dużo pewniej i spokojniej.
Podwodny świat jest niesamowity, wypełniony rafami koralowymi, przeróżnymi rybami, krewetkami i innymi stworami. Z ciekawostek zaobserwowaliśmy między innymi Razor Fish – ryby pływające głową do dołu oraz małą płaszczkę zakamuflowaną w piasku.


Drugą atrakcją wyspy (poza wszystkimi plażami, restauracjami i barami) było wynajęcie motocykla. Wjazd na bardzo strome zbocza pagórków nie jest łatwy, ale dzięki temu dużo bardziej ciekawy. Nawet spadający łańcuch nie psuje mi zabawy, chociaż olej dorabia finezyjne wzory na moich spodenkach.



Nie mamy już czasu, żeby odwiedzić pobliskie wyspy, takie jak Koh Samui, słynącą z szalonej imprezy „full moon party”. Prom i autobus zabiera nas z powrotem do Bangkoku, skąd udajemy się w gęste lasy północnej Tajlandii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz