Ahmad po 6 miesiącach płatnych wakacji (był w takiej samej sytuacji jak ja, tyle że dłużej), został w końcu wysłany do roboty... do Chennai. Mówi, że praca jest znakomita (innovation labs), natomiast samo miejsce rysuje się w ciemniejszych barwach. Już nawet nie to, że jakiekolwiek życie nocne może i toczy się, ale na pewno nie w tamtym kierunku. Okazało się, że miejscowi praktykanci są trochę zamknięci w sobie. Dosłownie. Po pracy wszyscy zatrzaskują się w swoich pokojach i tyle. Dzielenie się czymkolwiek jest pojęciem obcym - jedną z pierwszych rzeczy, jaką Ahmad musiał zrobić po przyjeździe, było kupno własnych talerzy i sztućców. W czasie, gdy my szaleliśmy na Goa na palży w sylwestra, mój przyjaciel Jordańczyk w samotności oglądał film. Na dodatek kiepski film, jak sam stwierdził.
Rafael wrócił do Brazylii. Końcówka jego pobytu była dość burzliwa. Właściwie w pewnym stopniu Hafa dalej pozostaje dla mnie zagadką.
Nicolas wyprowadził się do innego mieszkania, pięć minut pieszo stąd. Mieszka obecnie w znacznie większym i droższym apartamencie, razem z polsko-indyjsim małżeństwem (no, jeszcze nie małżeństwem, ale raczej wkrótce będą) oraz Diną z Rosji. Czy jest jakiś kruczek? Ależ oczywiście. Otóż budynkami w ich kompleksie rządzi (jak zresztą wszędzie) "SPOŁECZEŃSTWO". Społeczeństwo jest bardzo zgrane (organizują urodziny, święta itp), ale też baaardzo restrykcyjne. Wobec czego Nicolas i Dina muszą udawać małżeństwo (mimo że właściwie rzadko rozmawiają). Tak samo jak Daniel i Angelina, którzy mieszkają kilka pięter niżej. Victoria, która mieszka z nimi, podaje się bodajże jako "siostra" Angeliny. Wesoły dom wari.. wesoły dom :D
Na miejsce moich trzech eks-współlokatorów jak na razie wprowadził się tylko Andres z Estonii. Spoko ziom, choć dość oszczędny w słowach (juz widzę uwagi niektórych. Nie, nie, nie. JA jestem dość wygadany, w porównaniu (!)). Wobec tego co z moim mieszkaniem? Wróćmy się trochę w czasie...
Otóż kiedyś, w zamierzchłych czasach, dwóch Tunezyjczyków, będących na praktyce w AIESECu, postanowiło wynająć na własną rękę mieszkanie w Powai (ponieważ jest to w miarę dobra dzielnica, mimo że nie znajduje się w centrum). Znaleźli lokum z wyposażeniem za 18 000 RS/mc. Kiedy wyjechali, AIESEC postanowił przejąć mieszkanie. Po ugodzie z właścicielem za dokładnie to samo zapłacili.. 22 000 RS. To się nazywa sztuka negocjacji, chociaż bardziej pasuje tu słowo „kapitulacja”. I kto płaci? No ja płacę, ty płacisz... jak jest nas 4 to wychodzi po 5500, wiec jest tak jak u innych. Jak nas jest mniej? To ja nie płacę, ty nie płacisz.. Płaci AIESEC?.. nie, nie płaci. Kolesie z AIESEC-u już z dwa miesiące temu chcieli zamknąć mieszkanie. Wyszło im tak jak wszystko inne, chociaż akurat cieszy mnie to, że im się to nie udało - z oczywistych powodów. Ziomek, który jest odpowiedzialny za to lokum, Avik, chyba się zbytnio nie przejmuje, nawet jak dostanie totalny ochrzan od właściciela, co zdarza się regularnie co miesiąc w dniu płatności.
Ale właśnie.. to kto w końcu płaci resztę kasy, jeśli w mieszkaniu nie ma 4 osób? Otóż nasz wesoły i wyrozumiały ‘landlord’ potrąca brakującą kwotę z depozytu. Na szczęście nie mojego. Czyjego? AIESEC-owego. Ale czy AIESEC się tym przejmuje? (BUAHAHA, zagadka, no nie!?)
Więc z mojego punktu widzenia wszystko wygląda dobrze. Do czasu. Co się stanie, jak depozyt się skończy? Na to pytanie nawet Budda nie zna odpowiedzi, więc postanowiłem zrobić wszystko, żebym przypadkiem nie musiał się dowiedzieć. Udało mi się w końcu przekonać dwóch Ganijczyków, Piusa i Isaaca, żeby się przeprowadzili ze swojego poprzedniego mieszkania w Versowej (Andheri). Tamto lokum jest obszerne, ale zamieszkuje je aż 9 czy 10 osób. Pół z Polski, pół z Nigerii/Ghany. Makumba Ska!
I już wszystko będzie dobrze, no nie? Jeszcze tylko, skoro jestem "najstarszy" w mieszkaniu, muszę znaleźć odpowiedzi na kilka pytań, na przykład: a skąd się biorą rachunki za elektryczność??...
Rafael wrócił do Brazylii. Końcówka jego pobytu była dość burzliwa. Właściwie w pewnym stopniu Hafa dalej pozostaje dla mnie zagadką.
Nicolas wyprowadził się do innego mieszkania, pięć minut pieszo stąd. Mieszka obecnie w znacznie większym i droższym apartamencie, razem z polsko-indyjsim małżeństwem (no, jeszcze nie małżeństwem, ale raczej wkrótce będą) oraz Diną z Rosji. Czy jest jakiś kruczek? Ależ oczywiście. Otóż budynkami w ich kompleksie rządzi (jak zresztą wszędzie) "SPOŁECZEŃSTWO". Społeczeństwo jest bardzo zgrane (organizują urodziny, święta itp), ale też baaardzo restrykcyjne. Wobec czego Nicolas i Dina muszą udawać małżeństwo (mimo że właściwie rzadko rozmawiają). Tak samo jak Daniel i Angelina, którzy mieszkają kilka pięter niżej. Victoria, która mieszka z nimi, podaje się bodajże jako "siostra" Angeliny. Wesoły dom wari.. wesoły dom :D
Na miejsce moich trzech eks-współlokatorów jak na razie wprowadził się tylko Andres z Estonii. Spoko ziom, choć dość oszczędny w słowach (juz widzę uwagi niektórych. Nie, nie, nie. JA jestem dość wygadany, w porównaniu (!)). Wobec tego co z moim mieszkaniem? Wróćmy się trochę w czasie...
Otóż kiedyś, w zamierzchłych czasach, dwóch Tunezyjczyków, będących na praktyce w AIESECu, postanowiło wynająć na własną rękę mieszkanie w Powai (ponieważ jest to w miarę dobra dzielnica, mimo że nie znajduje się w centrum). Znaleźli lokum z wyposażeniem za 18 000 RS/mc. Kiedy wyjechali, AIESEC postanowił przejąć mieszkanie. Po ugodzie z właścicielem za dokładnie to samo zapłacili.. 22 000 RS. To się nazywa sztuka negocjacji, chociaż bardziej pasuje tu słowo „kapitulacja”. I kto płaci? No ja płacę, ty płacisz... jak jest nas 4 to wychodzi po 5500, wiec jest tak jak u innych. Jak nas jest mniej? To ja nie płacę, ty nie płacisz.. Płaci AIESEC?.. nie, nie płaci. Kolesie z AIESEC-u już z dwa miesiące temu chcieli zamknąć mieszkanie. Wyszło im tak jak wszystko inne, chociaż akurat cieszy mnie to, że im się to nie udało - z oczywistych powodów. Ziomek, który jest odpowiedzialny za to lokum, Avik, chyba się zbytnio nie przejmuje, nawet jak dostanie totalny ochrzan od właściciela, co zdarza się regularnie co miesiąc w dniu płatności.
Ale właśnie.. to kto w końcu płaci resztę kasy, jeśli w mieszkaniu nie ma 4 osób? Otóż nasz wesoły i wyrozumiały ‘landlord’ potrąca brakującą kwotę z depozytu. Na szczęście nie mojego. Czyjego? AIESEC-owego. Ale czy AIESEC się tym przejmuje? (BUAHAHA, zagadka, no nie!?)
Więc z mojego punktu widzenia wszystko wygląda dobrze. Do czasu. Co się stanie, jak depozyt się skończy? Na to pytanie nawet Budda nie zna odpowiedzi, więc postanowiłem zrobić wszystko, żebym przypadkiem nie musiał się dowiedzieć. Udało mi się w końcu przekonać dwóch Ganijczyków, Piusa i Isaaca, żeby się przeprowadzili ze swojego poprzedniego mieszkania w Versowej (Andheri). Tamto lokum jest obszerne, ale zamieszkuje je aż 9 czy 10 osób. Pół z Polski, pół z Nigerii/Ghany. Makumba Ska!
I już wszystko będzie dobrze, no nie? Jeszcze tylko, skoro jestem "najstarszy" w mieszkaniu, muszę znaleźć odpowiedzi na kilka pytań, na przykład: a skąd się biorą rachunki za elektryczność??...
wiedziałam, że sobie poradzisz;-) myślę,że po załatwieniu sobie indyjskiego telefonu mało rzeczy może cię zaskoczyć;-)
OdpowiedzUsuńGorąco pozdrawiam